środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział Siódmy.

Stałyśmy w kolejce na spotkanie chłopców. Każda z dziewczyn wchodziła pojedynczo, żeby chłopcy mogli poświęcić jej więcej uwagi. Przede mną stała Mandy. Przyjaciółka była druga w kolejce. Z powodu zaawansowanej ciąży poczułam się gorzej. Zaczęły mnie boleć nogi i brzuch, nie wspominając o kręgosłupie. Ból był bardzo dokuczliwy, jednak musiałam być wytrwała. Dla moich idoli. Bo to oni w tym momencie byli najważniejsi.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos ochroniarza:
- Pani Mandy Clarke. Zapraszam na spotkanie z zespołem.
Słysząc słowa mężczyzny zrobiło mi się słabo. Moja towarzyszka własnie w tej chwili mogła spełnić swoje marzenie. Ja musiałam poczekać jeszcze 5minut.
- Przepraszam pana. Czy mogłabym wejść razem z przyjaciółką? - Mandy, która zwróciła się do ochroniarza, wskazała palcem na mnie. - Jak pan widzi, jest w zaawansowanej ciąży, a chciałabym, żebyśmy w tym samym momencie spotkały idoli. Bardzo pana proszę!
Ochroniarz zastanawiał się chwilę nad prośbą Clarke, po czym spojrzał na mnie i powiedział niecierpliwie.
- No, wchodźcie szybko!
Słysząc słowa wypowiedziane przez mężczyznę pisnęłam. Klasnęłam w ręce, złapałam dłoń Mandy i pośpiesznie weszyłyśmy do pokoju, w którym znajdował się zespół. Niepewnie dałyśmy krok w przód i zamknęłyśmy za sobą drzwi. Mój wzrok powędrował na piątkę chłopców, stojących na przeciwko nas. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał Harry:
- Cześć. Nie będę się Wam przedstawiał, bo skoro tutaj jesteście, to nas znacie. Ale jak Wy macie na imię?
- Megan. - powiedziałam oszołomiona.
- Mandy. - dodała przyjaciółka, która była w takim samym transie, jak ja.
- Macie jakieś pytania? - dodał Niall.
- Jak dużo potrafisz zjeść na raz? - wypaliła Clarke. Zaśmialiśmy się.
- Nie chcesz wiedzieć. - dodał rozbawiony Louis. Naprawdę, nie lubiłam tego chłopaka. Dorosły pięciolatek. Wstydziłabym się z nim pokazać na mieście. Słysząc jego słowa wywróciłam oczami i podeszłam do Zayna i Liama. Oni jeszcze nie odezwali się ani razu.
- Cześć chłopcy. - uśmiechnęłam się, a oni odwzajemnili gest.
Rozmawialiśmy przez chwilę o koncercie, kiedy wtrącił się Harry:
- Co powiecie na pamiątkowe zdjecie? - wszyscy przytaknęliśmy i przygotowaliśmy się do zdjęcia. Louis poszedł po ochroniarza stojącego przed drzwiami prosząc go o wykonanie fotografi. Ustawiliśmy się w rzędzie. Ja stałam między Zaynem, a Mandy. Uśmiechnęłam się do zdjęcia i czekałam, aż mężczyzna wciśnie spust migawki. Kiedy ten moment nastąpił, poczułam przeszywający ból w podbrzuszu. Głośno pisnęłam, zwracając na siebie uwagę zespołu i przyjaciółki.
- Megan, co się dzieje? - krzyknęła wystraszona Mandy.
- Wody mi odeszły. - powiedziałam spanikowana.
- Co Ci odeszło? - spytał zszokowany Niall.
- Ona rodzi, idioto! - krzyknął Zayn.
- Paul, dzwoń po pogotowie! - krzyknął Louis.
Wokół mnie zrobiło się zamieszanie. Każdy pytał, jak się czuję, chłopcy panikowali, a Clarke nie wiedziała, co ze sobą zrobić, jak się zachować. Dla nas wszystkich była to z pewnością nowa sytuacja. Ból był nie do zniesienia. Z pomocą Louisa i Liama usiałam na stojącej w pobliżu kanapie. Czułam łzy spływające po moich policzkach. Nie miałam siły wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Pogotownie zaraz przyjedzie, a w tym czasie oddychaj głęboko i się nie ruszaj. - podszedł do mnie Paul.
- Oh, wiesz, właśnie wybierałam się na spacer. - zakpiłam, wywracając oczami.
- Gazety dobrze mówiły, ona naprawdę jest wredna. - usłyszałam za sobą szept Louisa, skierowany najprawdopodobniej do Harrego. Zmroziłam chłopaka wzrokiem, po czym zamknęłam oczy. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ten dzieciak chciał akurat w tym momencie wyjść na świat. Chyba wyczuł, że go nie kocham, więc postanowił się zemścić, psując mi tym samym spotkanie z idolami. Nie chciałam tego dziecka, dlatego oddawałam je do adopcji. Przypominając sobie o rodzicach zastępczych, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do przyszłej matki mojego adopcyjnej.
- Rodzę. Za pół godziny bądźcie w szpitalu St. Maria. - powiedziałam. Nie uzyskałam odpowiedzi, ponieważ rozłączyłam połączenie czując kolejny skurcz. Zawyłam z bólu.
Nie wiedziałam, co działo się potem. Zemdlałam. Obudziłam się dopiero na porodówce. Tak przynajmniej mi się wydawało. Leżałam na łóżku, wokół mnie aparatura i kręcące się pielęgniarki z lekarzami.
- Wybudziła się! - powiedziała jedna z kobiet w białym fartuchu. Na jej słowa, wszyscy podbiegli do mnie. Wtedy zaczęły się pytania: Jak się czuję, który to miesiąc, od kiedy mam skurcze, dlaczego zemdlałam itd. Na większość z tych pytań nie znałam odpowiedzi. Miałam tylko 18lat, byłam w ciąży i tak naprawdę nic nie wiedziałam o życiu. Jedno z pytań, które padło z ust starszego lekarza, rozwścieczyło mnie.
- Chce pani rodzić naturalnie, czy poprzez cesarskie cięcie?
- Co Ty sobie człowieku do cholery wyobrażasz?! Ja mam w tym momencie podejmować taką decyzję? Zabieraj tego dzieciaka z mojego brzucha, żeby przestało mnie boleć! To Ty powinieneś wiedzieć, nie ja!
Mężczyzna otworzył szeroko oczy, pozostali zgromadzeni w sali również. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. - Co się tak gapicie? Zróbcie coś!
Wtedy zaczęła się największa męka. Poród. Zdecydowano, że urodzę naturalnie. Leżałam w sali VIP, którą specjalnie wynajęłam. Wokół mnie byli: moi rodzice, rodzice zastępczy i Mandy. Starali się mnie wspierać, niestety przeważnie odpowiadałam im gniewem. Nie miałam ochoty na pogawędki, w tak ciężkiej dla mnie chwili. Godzina mijała za godziną, a ja byłam coraz bardziej wykończona. Chciałam, aby wszystko się już skończyło, żeby było po wszystkim. Czekałam na moment, kiedy pozbędę się ciężaru, dziecko oddam do adopcji, a ja odzyskam swoją dawną figurę. Ból dokuczał coraz bardziej. Byłam cała spocona, nie miałam siły nawet na oddychanie. Znieczulenie działało bardzo słabo.
Po kilku ciężkich godzinach, wykończona usłyszałam płacz dziecka. Wiedziałam, że już po wszystkim.
- Dziewczynka. - powiedziała jedna z lekarek. Ucieszyłam się na tą wiadomość.
- Chce pani wziąć dziecko na ręce? - zapytał lekarz trzymający maleństwo na rękach. Zawahałam się. Początkowo miałam zaplanowane, że nie spojrzę na dziecko, oddam je poprostu jego rodzicom. Po chwili głębszych zastanowień, zdecydowałam się wziać córeczkę na ręce. Lekarz podał mi ją ostrożnie, instruując, jak mam trzymać. Spojrzałam na dziewczynkę. Miała duże, niebieskie oczy o głębokim kolorze. Z szeroko otwartymi ślepiami patrzała na mnie. Ciemne włoski, choć było ich niewiele, były widoczne. Mały, lekko zadarty nosek i usta, które uformowały się do uśmiechu. Złapałam palcem, za jej malutkie rączki. Dłonie miała zaciśnięte w piąstki, które poluźniała pod wpływem mojego dotyku. Ponownie spojrzałam na dziecko. W tamtym momencie coś we mnie pękło. Łzy zaczęły strumieniami spływać po moich policzkach. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zaczęłam się trząść i głośno płakać. Niespodziewanie przyszła do mnie świadomość, że to dziecko jest moje. Że jestem jego matką i nie mogę tak poprostu go zostawić. To moja córeczka. Nie potrafiłam w tamtym momencie oddać jej w ręce obcych ludzi. Pokochałam ją. W tamtym momencie czułam, że muszę zostać najwspanialszą mamą, jej przyjaciółką i wzorem do naśladowania. Chciałam ją chronić i być przy niej w każdej chwili jej życia. Pocałowałam córeczkę w policzek i spojrzałam na osoby stojące przy łóżku. Mandy patrzała na mnie z troską, moi rodzice z dumą, natomiast rodzice zastępczy niecierpliwie czekali, aż oddam im dziecko. Podjęłam wtedy spontaniczną, ale miałam nadzieję słuszną decyzję. Nie oddam córki. Jestem jej matką i to ja powinnam ją wychować. To ja powinnam pokazywać jej świat, uczyć jej życia.
- Możemy zobaczyć nasze dziecko? - zapytała matka zastępcza.
- Nie. - odparłam stanowczo.
- Jak to nie? Megan, oddaj nam nasze dziecko! Taka była umowa! - ojciec zastępczy wyraźnie się zdenerwował.
- Nie, to jest moje dziecko. Pamiętam, jaka była umowa, ale nie mogę Wam jej oddać. Zmieniłam zdanie.
- Tak się nie robi! - kobieta zaczęła płakać. Jej mąż, widząc moją niewzruszoną postawę, zbliżył się do łóżka. Domyśliłam się, że chce mi odebrać malucha siłą. Wystraszyłam się. Bardzo nie chciałam oddawać córki tym ludziom. Na szczęście mój ojciec w porę zareagował. Złapał mężczyznę za ramiona i wyprowadził z sali. Jeden z lekarzy zabrał również jego żonę. Małżeństwo stawiało opór, ale mój tata i doktor byli silniejsi. Po chwili słyszałam tylko ich krzyki, dobiegające ze szpitalnego korytarza. Domyśliłam się, że wszczęto awanturę z mojego powodu.
- Megan, jak się czujesz? - zapytała moja mama.
- Dobrze, ale jestem strasznie zmęczona. - odparłam.
- Mówiłaś, że oddasz dziecko tym ludziom. Dlaczego zmieniłaś zdanie? - dodała Mandy, kiedy mój ojciec wrócił do sali.
- Nie potrafię jej oddać. Jest taka malutka, bezbronna. Sami zobaczcie. - odpowiedziałam, pokazując im dziecko. Rodzice i Mandy podeszli niepewnie. Mama odebrała ode mnie córkę, biorąc ją na ręce. Zauważyłam w jej oczach łzy. Po raz pierwszy od wielu lat mogłam wyczytać z moich rodziców dumę. To było wspaniałe uczucie.
Po kilku minutach mała zaczęła płakać, więc jedna z pielęgniarek wzięła ją na ręce. Przekazała mi, że idzie z nią na badania i że wróci za godzinę. Ja miałam w tym czasie odpocząć. Rodzice wraz z przyjaciółką także wyszli z sali, zostawiając mnie samą. Zasnęłam bardzo szybko.

Zostałam obudzona przez Mandy. Otworzyłam leniwie oczy, powoli przypominając sobie, gdzie jestem. Ah, tak. W szpitalu. Chwilę temu urodziłam dziecko. Wszystko pamiętałam.
- Lekarze zbadali małą, wszystko jest w porządku. - zaczęła przyjaciółka. - Powiedzieli, że już dzisiaj możesz wrócić do domu. Nie widzą potrzeby w trzymaniu Cię tutaj. Twoi rodzice wynajęli już pielęgniarkę, która będzie przychodziła codziennie do nas i pomagała w zajmowaniu się dzieckiem.
- Zaraz, zaraz. Nie tak prędko. - zaśmiałam się. - My mamy gdzie wracać, ale moja córka nie. Nic dla niej nie mamy. Ani ubranek, ani łóżeczka. Pokoiku też nie. Trzeba to będzie wszystko przygotować.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jakie są realia. Przecież ja nie miałam nic, co jest niezbędne do opieki nad niemowlakiem. Powoli zaczynałam sobie uświadamiać, że podejmowanie decyzji na ostatnią chwilę nie jest dobre. Zauważyłam, że Mandy zastanawia się nad moimi słowami. Zapewne też dopiero teraz zrozumiała, w jakiej jesteśmy sytuacji.
- W takim razie zostań jeszcze tutaj, w szpitalu, jeden dzień. Ja pojadę do jakiś sklepów, kupię najpotrzebniejsze ubranka, smoczki, pieluchy i tego typu rzeczy. Spróbuję też wykombinować łóżeczko, żebyśmy miały chociaż na pierwsze kilka dni. W trakcie będziemy robić dodatkowe zakupy. Damy radę. Mała może spać narazie w Twoim pokoju, później pomyślimy nad jakimś rozsądnym rozwiązaniem.
Przystałam na decyzję Mandy. To było najlepsze rozwiązanie. Po chwili przyjaciółka wybiegła z sali, po raz kolejny zostawiając mnie samą.

*następnego dnia.*

- Zabrała pani najpotrzebniejsze rzeczy? - po raz setny dzisiejszego dnia zadano mi to pytanie.
- Tak. - odpowiedziałam wymuszając się na uśmiech. Złapałam siodełko z dzieckiem i skierowałam się w stronę drzwi.
- Zapomniałem przekazać, że goście czekają na panią. - powiedział ordynator, po czym się uśmiechnął na pożegnanie. Odpowiedziałam tym samym gestem i wyszłam z gabinetu. Zastanawiałam się, kogo miał na myśli. Moi rodzice nie mogli być, ponieważ dzisiejszego dnia mieli mieć ważne spotkanie biznesowe, rodzice Mandy mieli przyjść jutro, a sama dziewczyna czekała na zewnątrz. Czy to ją lekarz miał na myśli?
Kiedy pojawiłam się na korytarzu przeżyłam szok. Spojrzałam w prawą stronę. To co zobaczyłam spowodowało, że zrobiło mi się słabo. Zaśmiałam się nerwowo. Co tu się dzieje? Przede mną stali, we własnej osobie, One Direction i Mandy między nimi. Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego moi idole byli w szpitalu, w którym urodziłam moje dziecko? Zdawało się, że czekali na mnie.
- Zobacz kogo przyprowadziłam. - Mandy pocałowała mnie w policzek na powitanie.
- Widzę. - odparłam zszokowana. - C-co Wy tutaj robicie?
- Czekamy na Ciebie. - odpowiedział Zayn, jakby była to rzecz najbardziej oczywista.
- Choćmy do auta, nie będziemy tutaj przecież tak stać. - powiedział któryś z chłopców, jednak nie zwróciłam uwagi kto.
Wsiedliśmy do dużego, czarnego SUV. Domyśliłam się, że należał do zespołu. Usiadłam na tylnich siedzeniach, obok Mandy i córeczki. Droga minęła z zaskakująco szybkim tempie. Nim się obejrzałam, byliśmy pod naszym apartamentem.
- Zapraszam do środka. Napijemy się czegoś, porozmawiamy. - zachęciłam zespół.
- Dziękujemy, ale nie tym razem. Mamy wieczorem prywatny koncert na przyjęciu, więc musimy się przygotować. Przyjdziemy innym razem. - odpowiedź Nialla zasmuciła mnie. Pożegnałam się z chłopakami i razem z Mandy poszłyśmy do naszego domu.
To co zobaczyłam w naszym apartamencie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Moja przyjaciółka postarała się o to, aby dziecko miało idealne warunki. Byłam pod wrażeniem, jak w tak krótkim czasie Mandy przygotowała pokoik dla małej. Wszystko było idealnie dopasowane. Różowa tapeta w paski nadająca uroku miejscu oraz kontrastowe czarne łóżeczko o powieszone nad nim zdjęcie w tego samego koloru ramie.


- Kiedy to wszystko zrobiłaś? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Miałam pomocników. - zdziwiłam się próbując odgadnąć kogo ma na myśli. - One Direction mi pomogli.
- Jak to oni? Skąd ich wytrzasnęłaś?! - krzyknęłam, co spowodowało obudzenie maleństwa. Wyjęłam ją z nosidełka i wzięłam na ręce przytulając do siebie. W ten sposób chciałam ją uspokoić, co przychodziło mi z trudem, gdyż sama byłam roztrzęsiona i zdenerwowana. Nie docierały do mnie słowa przyjaciółki.
- Przepraszam, wrócę za chwilę. Teraz muszę zająć się małą. - powiedziałam, po czym wyszłam, zostawiając tym samym Mandy samą.
Nie wiedziałam od czego zacząć. Musiałam nakarmić córkę, wykąpać ją i przygotować do spania. Bałam się wykonać którąkolwiek z tych czynności nie chcąc skrzywdzić dziecka. Po dwóch godzinach męczącej pracy mała usnęła. W końcu mogłam porozmawiać z Mandy na spokojnie. Była mi winna wyjaśnienia.
- I tak właśnie One Direction trafili do nas do domu. - przyjaciółka zakończyła swoją historię. Nie powiem, to co mi opowiedziała było dziwne i zaskakujące, ale uwierzyłam jej. Nie miałam powodów, by tego nie robić. Byłam wdzięczna zarówno Clarke, jak i zespołowi za pomoc, jaką od nich uzyskałam. Musiałam im się zrewanżować i odpłacić. Tylko pytanie, w jaki sposób?

Zabijcie mnie ._. Rozdział do dupy, nie kleiły mi się zdania. Przepraszam za brak spójności i bezsens. Następnym razem postaram się, żeby wyszło lepiej. Jakieś pytania, zastrzeżenia, krytyka? Cokolwiek, ale zostawcie po sobie komentarz. :)

3 komentarze:

  1. jest świetny!:)) bardzo jestem ciekawa co będzie dalej,:)))) ♥♥ @forever_aalways:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Awww *.* Kocham! Czekam na kolejny i lepiej się pośpiesz,bo wiem gdzie mieszkasz :D

    OdpowiedzUsuń
  3. hejcia super blog napewno bede stalym gosciem bardzo podoba mi sie tlo symbolicznych londynskich budek teefonicznych tumbardziej ze si tu wycchowaalam zapraszam serdecznie do mnie na http://girls-world-by-santana.blogspot.com/ znajdziesz tu mnostwo dodatkow do bloga obrazkow tla gify avki banerki wszystko w menu po prawej jest 'made by me' (zrobione przezemnie) !! zostaw gdzies komentarz ze swoim adressem bloga a ja dodam go do listy ciekawych blogow na stronie glownej :) pozdrawienia z londynu ! buski x

    OdpowiedzUsuń