środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział Siódmy.

Stałyśmy w kolejce na spotkanie chłopców. Każda z dziewczyn wchodziła pojedynczo, żeby chłopcy mogli poświęcić jej więcej uwagi. Przede mną stała Mandy. Przyjaciółka była druga w kolejce. Z powodu zaawansowanej ciąży poczułam się gorzej. Zaczęły mnie boleć nogi i brzuch, nie wspominając o kręgosłupie. Ból był bardzo dokuczliwy, jednak musiałam być wytrwała. Dla moich idoli. Bo to oni w tym momencie byli najważniejsi.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos ochroniarza:
- Pani Mandy Clarke. Zapraszam na spotkanie z zespołem.
Słysząc słowa mężczyzny zrobiło mi się słabo. Moja towarzyszka własnie w tej chwili mogła spełnić swoje marzenie. Ja musiałam poczekać jeszcze 5minut.
- Przepraszam pana. Czy mogłabym wejść razem z przyjaciółką? - Mandy, która zwróciła się do ochroniarza, wskazała palcem na mnie. - Jak pan widzi, jest w zaawansowanej ciąży, a chciałabym, żebyśmy w tym samym momencie spotkały idoli. Bardzo pana proszę!
Ochroniarz zastanawiał się chwilę nad prośbą Clarke, po czym spojrzał na mnie i powiedział niecierpliwie.
- No, wchodźcie szybko!
Słysząc słowa wypowiedziane przez mężczyznę pisnęłam. Klasnęłam w ręce, złapałam dłoń Mandy i pośpiesznie weszyłyśmy do pokoju, w którym znajdował się zespół. Niepewnie dałyśmy krok w przód i zamknęłyśmy za sobą drzwi. Mój wzrok powędrował na piątkę chłopców, stojących na przeciwko nas. Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą na szczęście przerwał Harry:
- Cześć. Nie będę się Wam przedstawiał, bo skoro tutaj jesteście, to nas znacie. Ale jak Wy macie na imię?
- Megan. - powiedziałam oszołomiona.
- Mandy. - dodała przyjaciółka, która była w takim samym transie, jak ja.
- Macie jakieś pytania? - dodał Niall.
- Jak dużo potrafisz zjeść na raz? - wypaliła Clarke. Zaśmialiśmy się.
- Nie chcesz wiedzieć. - dodał rozbawiony Louis. Naprawdę, nie lubiłam tego chłopaka. Dorosły pięciolatek. Wstydziłabym się z nim pokazać na mieście. Słysząc jego słowa wywróciłam oczami i podeszłam do Zayna i Liama. Oni jeszcze nie odezwali się ani razu.
- Cześć chłopcy. - uśmiechnęłam się, a oni odwzajemnili gest.
Rozmawialiśmy przez chwilę o koncercie, kiedy wtrącił się Harry:
- Co powiecie na pamiątkowe zdjecie? - wszyscy przytaknęliśmy i przygotowaliśmy się do zdjęcia. Louis poszedł po ochroniarza stojącego przed drzwiami prosząc go o wykonanie fotografi. Ustawiliśmy się w rzędzie. Ja stałam między Zaynem, a Mandy. Uśmiechnęłam się do zdjęcia i czekałam, aż mężczyzna wciśnie spust migawki. Kiedy ten moment nastąpił, poczułam przeszywający ból w podbrzuszu. Głośno pisnęłam, zwracając na siebie uwagę zespołu i przyjaciółki.
- Megan, co się dzieje? - krzyknęła wystraszona Mandy.
- Wody mi odeszły. - powiedziałam spanikowana.
- Co Ci odeszło? - spytał zszokowany Niall.
- Ona rodzi, idioto! - krzyknął Zayn.
- Paul, dzwoń po pogotowie! - krzyknął Louis.
Wokół mnie zrobiło się zamieszanie. Każdy pytał, jak się czuję, chłopcy panikowali, a Clarke nie wiedziała, co ze sobą zrobić, jak się zachować. Dla nas wszystkich była to z pewnością nowa sytuacja. Ból był nie do zniesienia. Z pomocą Louisa i Liama usiałam na stojącej w pobliżu kanapie. Czułam łzy spływające po moich policzkach. Nie miałam siły wydobyć z siebie żadnego dźwięku.
- Pogotownie zaraz przyjedzie, a w tym czasie oddychaj głęboko i się nie ruszaj. - podszedł do mnie Paul.
- Oh, wiesz, właśnie wybierałam się na spacer. - zakpiłam, wywracając oczami.
- Gazety dobrze mówiły, ona naprawdę jest wredna. - usłyszałam za sobą szept Louisa, skierowany najprawdopodobniej do Harrego. Zmroziłam chłopaka wzrokiem, po czym zamknęłam oczy. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ten dzieciak chciał akurat w tym momencie wyjść na świat. Chyba wyczuł, że go nie kocham, więc postanowił się zemścić, psując mi tym samym spotkanie z idolami. Nie chciałam tego dziecka, dlatego oddawałam je do adopcji. Przypominając sobie o rodzicach zastępczych, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do przyszłej matki mojego adopcyjnej.
- Rodzę. Za pół godziny bądźcie w szpitalu St. Maria. - powiedziałam. Nie uzyskałam odpowiedzi, ponieważ rozłączyłam połączenie czując kolejny skurcz. Zawyłam z bólu.
Nie wiedziałam, co działo się potem. Zemdlałam. Obudziłam się dopiero na porodówce. Tak przynajmniej mi się wydawało. Leżałam na łóżku, wokół mnie aparatura i kręcące się pielęgniarki z lekarzami.
- Wybudziła się! - powiedziała jedna z kobiet w białym fartuchu. Na jej słowa, wszyscy podbiegli do mnie. Wtedy zaczęły się pytania: Jak się czuję, który to miesiąc, od kiedy mam skurcze, dlaczego zemdlałam itd. Na większość z tych pytań nie znałam odpowiedzi. Miałam tylko 18lat, byłam w ciąży i tak naprawdę nic nie wiedziałam o życiu. Jedno z pytań, które padło z ust starszego lekarza, rozwścieczyło mnie.
- Chce pani rodzić naturalnie, czy poprzez cesarskie cięcie?
- Co Ty sobie człowieku do cholery wyobrażasz?! Ja mam w tym momencie podejmować taką decyzję? Zabieraj tego dzieciaka z mojego brzucha, żeby przestało mnie boleć! To Ty powinieneś wiedzieć, nie ja!
Mężczyzna otworzył szeroko oczy, pozostali zgromadzeni w sali również. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. - Co się tak gapicie? Zróbcie coś!
Wtedy zaczęła się największa męka. Poród. Zdecydowano, że urodzę naturalnie. Leżałam w sali VIP, którą specjalnie wynajęłam. Wokół mnie byli: moi rodzice, rodzice zastępczy i Mandy. Starali się mnie wspierać, niestety przeważnie odpowiadałam im gniewem. Nie miałam ochoty na pogawędki, w tak ciężkiej dla mnie chwili. Godzina mijała za godziną, a ja byłam coraz bardziej wykończona. Chciałam, aby wszystko się już skończyło, żeby było po wszystkim. Czekałam na moment, kiedy pozbędę się ciężaru, dziecko oddam do adopcji, a ja odzyskam swoją dawną figurę. Ból dokuczał coraz bardziej. Byłam cała spocona, nie miałam siły nawet na oddychanie. Znieczulenie działało bardzo słabo.
Po kilku ciężkich godzinach, wykończona usłyszałam płacz dziecka. Wiedziałam, że już po wszystkim.
- Dziewczynka. - powiedziała jedna z lekarek. Ucieszyłam się na tą wiadomość.
- Chce pani wziąć dziecko na ręce? - zapytał lekarz trzymający maleństwo na rękach. Zawahałam się. Początkowo miałam zaplanowane, że nie spojrzę na dziecko, oddam je poprostu jego rodzicom. Po chwili głębszych zastanowień, zdecydowałam się wziać córeczkę na ręce. Lekarz podał mi ją ostrożnie, instruując, jak mam trzymać. Spojrzałam na dziewczynkę. Miała duże, niebieskie oczy o głębokim kolorze. Z szeroko otwartymi ślepiami patrzała na mnie. Ciemne włoski, choć było ich niewiele, były widoczne. Mały, lekko zadarty nosek i usta, które uformowały się do uśmiechu. Złapałam palcem, za jej malutkie rączki. Dłonie miała zaciśnięte w piąstki, które poluźniała pod wpływem mojego dotyku. Ponownie spojrzałam na dziecko. W tamtym momencie coś we mnie pękło. Łzy zaczęły strumieniami spływać po moich policzkach. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Zaczęłam się trząść i głośno płakać. Niespodziewanie przyszła do mnie świadomość, że to dziecko jest moje. Że jestem jego matką i nie mogę tak poprostu go zostawić. To moja córeczka. Nie potrafiłam w tamtym momencie oddać jej w ręce obcych ludzi. Pokochałam ją. W tamtym momencie czułam, że muszę zostać najwspanialszą mamą, jej przyjaciółką i wzorem do naśladowania. Chciałam ją chronić i być przy niej w każdej chwili jej życia. Pocałowałam córeczkę w policzek i spojrzałam na osoby stojące przy łóżku. Mandy patrzała na mnie z troską, moi rodzice z dumą, natomiast rodzice zastępczy niecierpliwie czekali, aż oddam im dziecko. Podjęłam wtedy spontaniczną, ale miałam nadzieję słuszną decyzję. Nie oddam córki. Jestem jej matką i to ja powinnam ją wychować. To ja powinnam pokazywać jej świat, uczyć jej życia.
- Możemy zobaczyć nasze dziecko? - zapytała matka zastępcza.
- Nie. - odparłam stanowczo.
- Jak to nie? Megan, oddaj nam nasze dziecko! Taka była umowa! - ojciec zastępczy wyraźnie się zdenerwował.
- Nie, to jest moje dziecko. Pamiętam, jaka była umowa, ale nie mogę Wam jej oddać. Zmieniłam zdanie.
- Tak się nie robi! - kobieta zaczęła płakać. Jej mąż, widząc moją niewzruszoną postawę, zbliżył się do łóżka. Domyśliłam się, że chce mi odebrać malucha siłą. Wystraszyłam się. Bardzo nie chciałam oddawać córki tym ludziom. Na szczęście mój ojciec w porę zareagował. Złapał mężczyznę za ramiona i wyprowadził z sali. Jeden z lekarzy zabrał również jego żonę. Małżeństwo stawiało opór, ale mój tata i doktor byli silniejsi. Po chwili słyszałam tylko ich krzyki, dobiegające ze szpitalnego korytarza. Domyśliłam się, że wszczęto awanturę z mojego powodu.
- Megan, jak się czujesz? - zapytała moja mama.
- Dobrze, ale jestem strasznie zmęczona. - odparłam.
- Mówiłaś, że oddasz dziecko tym ludziom. Dlaczego zmieniłaś zdanie? - dodała Mandy, kiedy mój ojciec wrócił do sali.
- Nie potrafię jej oddać. Jest taka malutka, bezbronna. Sami zobaczcie. - odpowiedziałam, pokazując im dziecko. Rodzice i Mandy podeszli niepewnie. Mama odebrała ode mnie córkę, biorąc ją na ręce. Zauważyłam w jej oczach łzy. Po raz pierwszy od wielu lat mogłam wyczytać z moich rodziców dumę. To było wspaniałe uczucie.
Po kilku minutach mała zaczęła płakać, więc jedna z pielęgniarek wzięła ją na ręce. Przekazała mi, że idzie z nią na badania i że wróci za godzinę. Ja miałam w tym czasie odpocząć. Rodzice wraz z przyjaciółką także wyszli z sali, zostawiając mnie samą. Zasnęłam bardzo szybko.

Zostałam obudzona przez Mandy. Otworzyłam leniwie oczy, powoli przypominając sobie, gdzie jestem. Ah, tak. W szpitalu. Chwilę temu urodziłam dziecko. Wszystko pamiętałam.
- Lekarze zbadali małą, wszystko jest w porządku. - zaczęła przyjaciółka. - Powiedzieli, że już dzisiaj możesz wrócić do domu. Nie widzą potrzeby w trzymaniu Cię tutaj. Twoi rodzice wynajęli już pielęgniarkę, która będzie przychodziła codziennie do nas i pomagała w zajmowaniu się dzieckiem.
- Zaraz, zaraz. Nie tak prędko. - zaśmiałam się. - My mamy gdzie wracać, ale moja córka nie. Nic dla niej nie mamy. Ani ubranek, ani łóżeczka. Pokoiku też nie. Trzeba to będzie wszystko przygotować.
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, jakie są realia. Przecież ja nie miałam nic, co jest niezbędne do opieki nad niemowlakiem. Powoli zaczynałam sobie uświadamiać, że podejmowanie decyzji na ostatnią chwilę nie jest dobre. Zauważyłam, że Mandy zastanawia się nad moimi słowami. Zapewne też dopiero teraz zrozumiała, w jakiej jesteśmy sytuacji.
- W takim razie zostań jeszcze tutaj, w szpitalu, jeden dzień. Ja pojadę do jakiś sklepów, kupię najpotrzebniejsze ubranka, smoczki, pieluchy i tego typu rzeczy. Spróbuję też wykombinować łóżeczko, żebyśmy miały chociaż na pierwsze kilka dni. W trakcie będziemy robić dodatkowe zakupy. Damy radę. Mała może spać narazie w Twoim pokoju, później pomyślimy nad jakimś rozsądnym rozwiązaniem.
Przystałam na decyzję Mandy. To było najlepsze rozwiązanie. Po chwili przyjaciółka wybiegła z sali, po raz kolejny zostawiając mnie samą.

*następnego dnia.*

- Zabrała pani najpotrzebniejsze rzeczy? - po raz setny dzisiejszego dnia zadano mi to pytanie.
- Tak. - odpowiedziałam wymuszając się na uśmiech. Złapałam siodełko z dzieckiem i skierowałam się w stronę drzwi.
- Zapomniałem przekazać, że goście czekają na panią. - powiedział ordynator, po czym się uśmiechnął na pożegnanie. Odpowiedziałam tym samym gestem i wyszłam z gabinetu. Zastanawiałam się, kogo miał na myśli. Moi rodzice nie mogli być, ponieważ dzisiejszego dnia mieli mieć ważne spotkanie biznesowe, rodzice Mandy mieli przyjść jutro, a sama dziewczyna czekała na zewnątrz. Czy to ją lekarz miał na myśli?
Kiedy pojawiłam się na korytarzu przeżyłam szok. Spojrzałam w prawą stronę. To co zobaczyłam spowodowało, że zrobiło mi się słabo. Zaśmiałam się nerwowo. Co tu się dzieje? Przede mną stali, we własnej osobie, One Direction i Mandy między nimi. Nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego moi idole byli w szpitalu, w którym urodziłam moje dziecko? Zdawało się, że czekali na mnie.
- Zobacz kogo przyprowadziłam. - Mandy pocałowała mnie w policzek na powitanie.
- Widzę. - odparłam zszokowana. - C-co Wy tutaj robicie?
- Czekamy na Ciebie. - odpowiedział Zayn, jakby była to rzecz najbardziej oczywista.
- Choćmy do auta, nie będziemy tutaj przecież tak stać. - powiedział któryś z chłopców, jednak nie zwróciłam uwagi kto.
Wsiedliśmy do dużego, czarnego SUV. Domyśliłam się, że należał do zespołu. Usiadłam na tylnich siedzeniach, obok Mandy i córeczki. Droga minęła z zaskakująco szybkim tempie. Nim się obejrzałam, byliśmy pod naszym apartamentem.
- Zapraszam do środka. Napijemy się czegoś, porozmawiamy. - zachęciłam zespół.
- Dziękujemy, ale nie tym razem. Mamy wieczorem prywatny koncert na przyjęciu, więc musimy się przygotować. Przyjdziemy innym razem. - odpowiedź Nialla zasmuciła mnie. Pożegnałam się z chłopakami i razem z Mandy poszłyśmy do naszego domu.
To co zobaczyłam w naszym apartamencie przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Moja przyjaciółka postarała się o to, aby dziecko miało idealne warunki. Byłam pod wrażeniem, jak w tak krótkim czasie Mandy przygotowała pokoik dla małej. Wszystko było idealnie dopasowane. Różowa tapeta w paski nadająca uroku miejscu oraz kontrastowe czarne łóżeczko o powieszone nad nim zdjęcie w tego samego koloru ramie.


- Kiedy to wszystko zrobiłaś? - zapytałam ze łzami w oczach.
- Miałam pomocników. - zdziwiłam się próbując odgadnąć kogo ma na myśli. - One Direction mi pomogli.
- Jak to oni? Skąd ich wytrzasnęłaś?! - krzyknęłam, co spowodowało obudzenie maleństwa. Wyjęłam ją z nosidełka i wzięłam na ręce przytulając do siebie. W ten sposób chciałam ją uspokoić, co przychodziło mi z trudem, gdyż sama byłam roztrzęsiona i zdenerwowana. Nie docierały do mnie słowa przyjaciółki.
- Przepraszam, wrócę za chwilę. Teraz muszę zająć się małą. - powiedziałam, po czym wyszłam, zostawiając tym samym Mandy samą.
Nie wiedziałam od czego zacząć. Musiałam nakarmić córkę, wykąpać ją i przygotować do spania. Bałam się wykonać którąkolwiek z tych czynności nie chcąc skrzywdzić dziecka. Po dwóch godzinach męczącej pracy mała usnęła. W końcu mogłam porozmawiać z Mandy na spokojnie. Była mi winna wyjaśnienia.
- I tak właśnie One Direction trafili do nas do domu. - przyjaciółka zakończyła swoją historię. Nie powiem, to co mi opowiedziała było dziwne i zaskakujące, ale uwierzyłam jej. Nie miałam powodów, by tego nie robić. Byłam wdzięczna zarówno Clarke, jak i zespołowi za pomoc, jaką od nich uzyskałam. Musiałam im się zrewanżować i odpłacić. Tylko pytanie, w jaki sposób?

Zabijcie mnie ._. Rozdział do dupy, nie kleiły mi się zdania. Przepraszam za brak spójności i bezsens. Następnym razem postaram się, żeby wyszło lepiej. Jakieś pytania, zastrzeżenia, krytyka? Cokolwiek, ale zostawcie po sobie komentarz. :)

sobota, 13 kwietnia 2013

Rozdział Szósty.

Niedzielę spędziłyśmy na leniuchowaniu przed telewizorem z lodami i wszelkiego rodzaju słodyczami. Niestety wszystko się kończy. Błogi weekend minął i pora wrócić do szkoły. Stałam przed szafą w samej bieliźnie próbując znaleźć odpowiednie ubrania. Spojrzałam w lustrze na swój brzuch. Przez ostatni okres ciąża stała się znacznie widoczna. Już niedługo w szkole zaczną mówić na mój temat. Cieszę się, ponieważ lubię być w centrum uwagi, ale mimo wszystko bardzo się boję. Boję się, że ludzie stracą do mnie szacunek, na który pracowałam przez wiele lat. Nie chcę tego. Chcę być nadal dawną Megan. Dziewczyną, która bez problemu pokonuje przeszkody, staje oko w oko z niebezpieczeństwem, nie wie co to strach. Dziewczyną, która ma przy sobie dwie najlepsze przyjaciółki i nie obchodzi jej zdanie innych. Coś się jednak zmieniło i widać to na pierwszy rzut oka. Moja przyjaźń z Adrianną i Patricią to zwykłe przywiązanie i przyzwyczajenie. One we dwie potrafią poradzić sobie doskonale bez mojej pomocy. Ja natomiast upadłam bardzo nisko. Zaprzyjaźniłam się z Mandy. Denerwuje mnie, jest irytująca i dziwna, ale takimi samymi uczuciami darzę tą dziewczynę, co wcześniej Ad i Pat. Nie ma co ukrywać, przyjaźnimy się. Jest to dla mnie wstyd w pewnym sensie. Na szczęście Clarke zmieniła styl, zacznie się lepiej ubierać i malować, więc pokazanie się z nią w miejscu publicznym nie będzie stanowiło zagrożenia dla mojego wizerunku.
Znalazłam odpowiednie ubrania i ruszyłam do łazienki. Tam wykonałam poranną toaletę i zrobiłam makijaż. Przejrzałam się w lustrze, po czym zeszłam na dół, do kuchni. Spotkałam tam Mandy. Bardzo ładnie ubraną Mandy.
Miała na sobie biały top, ciemne rurki, siwą wiosenną kurtkę i pomarańczowe buty. Spodobał mi się wygląd dziewczyny. Szczególnie jej buty pochodzące od D&G. Mandy wyglądała bardzo ładnie.
- Robię sobie płatki z mlekiem. Chcesz też? - zapytała wskazując na karton mleka.
- Nie, dzięki. Zrobię sobie tosty. - powiedziałam po czym zaczęłam wyciągać potrzebne składniki.
Zjadłam pożywne śniadanie i wróciłam do swojego pokoju po torebkę. Spakowałam do niej jeszcze telefon i kilka potrzebnych kosmetyków, po czym zeszłam na dół. Mandy również była już gotowa. Wyszłyśmy z domu, zamknęłyśmy dokładnie mieszkanie i poszłyśmy do samochodu.
- Mam ochotę na kawę. Co Ty na to, żebyśmy pojechały do Starbucksa? - zapytałam, kiedy już jechałyśmy moim samochodem.
- Jasne, a możemy zajechać też do Milkshake City? Kupiłabym sobie shake. 
- Po drodze podjedziemy.
Spełniłam prośbę przyjaciółki i wysadziłam ją przy kawiarni. Kiedy otrzymała już swój napój pojechałyśmy po moją upragnioną kawę. Miałam na nią ogromną ochotę. W domu nie zdążyłam jej wypić, a ze Starbucksa smakuje najlepiej. Złożyłam pośpiesznie zamówienie, odebrałam napój i ruszyłyśmy do szkoły. Obawiałam się reakcji uczniów na nowy styl Mandy. Dziewczyna bardzo zmieniła się w ciągu ostatnich trzech dni. Nowa fryzura, modne ubrania i makijaż podkreślający jej walory. Zdawałam sobie sprawę, że ludzie zaczną plotkować na nasz temat. "Z pozoru cicha i nieśmiała Mandy Clarke z dnia na dzień zaczęła zadawać się ze mną - złośliwą i rozpieszczoną Megan Christy." Dla nich będzie to sensacja i gorący temat numer jeden.
- Wysiadaj, jesteśmy na miejscu. - uśmiechnęłam się do dziewczyny.
- Boję się. - powiedziała zestresowana. Nie wiedziałam jak pocieszyć przyjaciółkę. Nie byłam przyzwyczajona do bycia podporą dla ludzi. Wiedziałam jednak, że muszę pomóc Mandy przezwyciężyć jej strach.
- Posłuchaj mnie. Wyglądasz ślicznie. Jesteś piękna. Nikt nie będzie się śmiał. Możesz być pewna, że chłopcy będą oglądali się za Tobą tłumami. Nikt Cię nie zaczepi, bo teraz przyjaźnisz się ze mną, jesteś w mojej paczce, a ludzi z mojej paczki się szanuje. - powiedziałam najdelikatniej i najbardziej pocieszająco jak tylko potrafiłam.
- A jak zareagują Adrianna i Patricia na fakt, że zadajesz się teraz ze mną? - dopytywała.
- Nie utrzymuję już z nimi kontaktu. Dziewczyny zajęły się swoimi sprawami, więc całą moją uwagę będę poświęcała Tobie. No chodź już, nie chcesz się spóźnić, prawda? - przytuliłam Mandy po czym obydwie wysiadłyśmy z samochodu.
Dumnie kroczyłam po szkolnym boisku. Kątem oka spostrzegłam, że Clarke nie radzi sobie ze stresem. Wiedziałam, że za chwilę może popełnić jakąś gafę, za którą ja przepłacę reputacją. Musiałam bronić swojej dumy. Złapałam Mandy za rękę.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - powiedziałam uśmiechnięta.
- Nie chcę po raz kolejny stać się ich ofiarą. Nie chcę. Słyszysz?! - powiedziała przez łzy.
- Nie jesteś ofiarą, Mandy. Jesteś śliczną, mądrą i utalentowaną dziewczyną, a co najważniejsze moją przyjaciółką. Damy radę. Obiecuję, że będę przy Tobie cały czas. - dostrzegłam nadzieję w oczach Mandy. Zadałam sobie również sprawę ze złożonej przeze mnie obietnicy. Teraz nie mogę już zostawić tej dziewczyny samej. Jestem wredna i bezwzględna, ale słowa zawsze dotrzymuję. Taka jestem. Nie można rzucać słów na wiatr.
Pierwszą lekcją była matematyka. Widziałam wścibskie spojrzenia innych uczniów. Nie przejmowałam się tym. Spojrzałam na Mandy. Jak zwykle siedziała w pierwszej ławce i z uwagą słuchała słów nauczyciela. Zmieniła styl, wygląda inaczej, ale to nadal na sama dziewczyna. Cicha, nieśmiała i pilna uczennica, dla której najważniejsze są dobre oceny. Kiedy zadzwonił dzwonek wszyscy w pośpiechu opuścili salę. Spakowałam swoje książki do torby i cierpliwie czekałam na przyjaciółkę. Clarke zawsze wychodziła jako ostatnia chcąc uniknąć nieprzyjemności.

* kilka godzin później. *

- Jestem strasznie zmęczona. - powiedziałam rzucając torbę na ziemię naszego apartamentu.
- Przecież dzisiaj mieliśmy stosunkowo do innych dni bardzo mało lekcji. - zdziwiła się Mandy.
Dziewczyna miała rację. Miałyśmy dzisiaj tylko pięć lekcji, a ja czułam się jakbym przebiegła maraton ze słoniem na barkach.
- Ale jestem w ciąży, więc bardzo łatwo się męczę! - podniosłam głos. - Jestem głodna. Co robimy na obiad?
- A co potrafisz ugotować? - zapytała przyjaciółka.
- Spaghetti. - powiedziałam wywracając oczami. W odpowiedzi usłyszałam śmiech. Zignorowałam go.
- Będziesz matką, więc musisz nauczyć się gotować coś więcej! - dziewczyna z rozbawieniem wymachiwała rękoma.
- Moje dziecko oddaję do adopcji, więc się odwal. - warknęłam. Miałam już dość głupich uwag Mandy. Zażenowana poszłam do swojego pokoju, zapominając o odczuwalnym jeszcze chwilę temu głodzie. Usiadłam na łóżku i włączyłam laptopa. Jak zwykle pierwszym krokiem było zalogowanie się na twittera i facebooka. Jak zawsze miałam bardzo dużo powiadomień i wiadomości. Odpisałam kilku fanom i wylogowałam się. Poczułam ogarniającą mnie senność. Nim się obejrzałam, zasnęłam.
Obudził mnie sygnał wydawany przez mój telefon. Sięgnęłam po urządzenie i spojrzałam na wyświetlacz. "Numer Prywatny." Zazwyczaj nie odbierałam takich połączeń, ale tym razem moja ciekawość wzięła górę. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
- Tęskniłaś? - usłyszałam znajomy głos. Ciarki przeszły po całym moim ciele.
- Odwal się Simon. - powiedziałam zirytowana.
- Chodź ze mną na spacer. 
- Żartujesz sobie? Z jakiej racji mam z Tobą wychodzić.
- Wykaż się choć raz odrobiną kultury i wyjdź ze mną na ten spacer, skoro Cię zapraszam. - uniósł głos.
- Nie krzycz na mnie. - powiedziałam spokojnie.
- Bo co? Szkodzi to Twojej ciąży? - zadrwił, a ja zamarłam. Skąd Simon Stanley mógł wiedzieć, że jestem w ciąży?! Poczułam, jak robi mi się słabo.
- Za pół godziny w tym Starbucksie co zawsze. - nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
Nie docierał do mnie fakt, że mój były chłopak wie, że jestem w ciąży. Kto mógł mu powiedzieć? Przecież to była tajemnica, Mandy nikomu nie powiedziałaby. Mój brzuch nie był na tyle widoczny, żeby Stanley mógł się zorientować. Zastanawiało mnie, dlaczego chciał, żebyśmy się spotkali?
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Nie wiedziałam, co na siebie włożyć. Spojrzałam przez okno. Na dworzu panowała już szarówka i jak zawsze padał deszcz. Chwilę zastanawiałam się nad wyborem, wkońcu padło na szarą bejsbolówkę, szare spodnie dresowe z Nike, czarne Vansy i biały podkoszulek. Było późno, a ja byłam zmęczona, a to było zwykłe spotkanie z moim byłym chłopakiem, więc nie widziałam potrzeby specjalnego strojenia się. Gotowa zeszłam na dół. Po drodze wstąpiłam do pokoju Mandy. Dziewczyna jak zwykle się uczyła.
- Wychodzę. - uśmiechnęłam się do niej lekko i wyszłam.
Po upływie piętnastu minutach byłam na miejscu. Simona nie było. "Jak zwykle się spóźni" - pomyślałam. Pamiętam, że jeszcze kiedy byliśmy razem, to ja zawsze czekałam na niego, a nie on na mnie. O to kłóciliśmy się najczęściej. Ja miałam pretensje do niego o ciągłe spóźnienia, a on miał pretensje do mnie o to, że ciągle się czepiam. Cieszę się, że się rozstaliśmy. Nie zasługuję na kogoś takiego jak on. Moje zachowania, między innymi na mojej imprezie, usprawiedliwiam tym, że chciałam go poprostu zdenerwować.
- Jestem. - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się.
- Jak zwykle spóźniony. - przewróciłam oczami.
- Mogłaś się jakoś ubrać. Wyglądasz jak idź stąd i nie wracaj. - zakpił.
- Nie zasługujesz na to, żeby patrzeć na mnie, więc po co miałam się stroić? - podniosłam lewą brew do góry
Zapadła cisza. Nie miałam zamiaru odezwać się do Simona, ponieważ nie chciałam pokazywać mu mojej słabości i tego, że choć trochę mogłoby mi zależeć. Mój towarzysz widocznie się krępował. Bawił się nerwowo palcami, co po kilku minutach zaczęło działać mi na nerwy.
- Chciałeś się spotkać tylko po to, żeby na mnie popatrzeć i głupkowato bawić się łapami?! - uniosłam głos. - W takim razie mogłeś włączyć na laptopie moje zdjęcia, których jest bardzo dużo w internecie i w pokoju wymachiwać rękoma, kretynie.
- Zamknij się. - warknął.
- Bo co?
- Bo powiem wszystkim, że jesteś w ciąży. - uderzyłam chłopaka w twarz widząc jego złośliwy uśmiech.
Zdenerwowana odeszłam od stolika, przy którym siedzieliśmy i ruszyłam w kierunku wyjścia. Zauważyłam wiele ciekawskich spojrzeń skierowanych w moją stronę. "No pięknie" - pomyślałam. - "Teraz wszyscy będą wiedzieli, że spodziewam się dziecka." Wściekła wsiadłam do samochodu.
Wróciłam do domu, gdzie zastałam Mandy. Dziewczyna siedziała w salonie i oglądała telewizję. Widząc moją minę, podbiegła do mnie i zaczęła wypytywać, co się stało. Musiałam się komuś wygadać, więc Clarke była świetną kandydatką. Powiedziałam jej, co działo się na spotkaniu z Simonem. Przyjaciółka zmartwiła się i zaczęła mnie pocieszać. Nie chciała, żebym denerowała się będą w ciąży. Było to niewskazane w tym stanie.

* kilka miesięcy później. *

Jestem w dziewiątym miesiącu ciąży. Cały świat dowiedział się o tym fakcie. Od pół roku stale goszczę na okładkach gazet, jestem najgorętszym tematem. Podoba mi się to, pomimo, że spotkałam się z wieloma nieuprzejmymi uwagami na ten temat. Nauczyłam się nimi nie przejmować, nadal żyję swoim życiem. W szkole dla ludzi, z pewnością, była to sensacja, ale nie chcieli tego pokazywać. Nadal mają do mnie szacunek i boją się mnie. To mi się bardzo podoba. Od mojego ostatniego spotkania z Simonem Stanleyem nie widziałam go. Nie pojawia się w szkole, nie odzywa się do mnie. Tak jakby się rozpłynął. Podoba mi się to, bo nie mam ochoty oglądać jego twarzy. Do tej pory nie wiem, po co tamtego dnia chciał się spotkać. Wyciągnął mnie z domu tak naprawdę po nic. Moja ciekawość nadal usiłuje poznać prawdę, ale staram się z tym walczyć. Simon nie zasługuje na moją uwagę choćby w najmniejszym stopniu. Taka jest prawda. Smutna, ale prawdziwa.
Mieszkam z Mandy. Przyjaźnimy się. Ta dziewczyna stała się dla mnie prawdziwą podporą, jest najbliższą osobą, jaką mam. Dzięki mnie stała się jedną z najpopularniejszych osób w szkole. Mandy pokazała mi, na czym polega prawdziwa przyjaźń. Uświadomiłam sobie, że nigdy nie mogłam liczyć na wsparcie ze strony Adrian i Patrici. One były tylko moimi "koleżankami na posyłki". Spełniały wszystkie moje zachcianki, mówiły, nie prawdę, ale to, co ja chciałam usłyszeć.
Dziś jest ważny dzień dla mnie, zarówno jak i dla Mandy. Mianowicie idziemy na nasz pierwszy koncert One Direction. Mimo, że mieszkamy w tym samym mieście, nie miałyśmy okazji zrobić tego wcześniej. Z okazji urodzin mojej przyjaciółki postanowiłam sprawić jej prezent. Kupiłam nam dwa bilety VIP. Dzięki nim po koncercie poznamy osobiście chłopców z zespołu. Moim ulubieńcem jest Liam. Ten cichy i spokojny chłopak byłby idealnym partnerem. Niestety jest w związku z Danielle Peazer, której bardzo nie lubię. Miałam okazję ją kiedyś poznać, na jednym z bankietów. Była dla mnie bardzo miła, czego nie mogę powiedzieć o mnie. Nie lubię tej dziewczyny i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Od samego rana stałam przed moją szafą próbując znaleźć odpowiedni strój. Mój ogromny brzuch uniemożliwia mi zakładanie wielu ubrań. Po kilku godzinach znalazłam leginsy w odcieniach czarnego i szarego i jasnojeansową koszulę. Bluzka idealnie opinała się na moim brzuchu. 


Zrobiłam delikatny makijaż i zeszłam na dół. W łazience zastałam Mandy, która poprawiała detale w swoim wyglądzie. Dziewczyna wyglądała oszałamiająco. Ubrana w niebieską sukienkę, podkreślającą jej figurę, wysokie, czarne szpilki i czarne, klasyczne dodatki. Ja postawiłam na wygodę, ze względu na ciążę, za to moja przyjaciółka mogła ubrać się seksownie. Nie potrafiłam znaleźć słów, żeby opisać, jak pięknie wyglądała Clarke.
- Jesteśmy na miejscu. - powiedziałam, zgaszając silnik mojego samochodu. Byłyśmy pod Areną o2. To chwila, kiedy spełnią się moje i Mandy marzenia. Ostrożnie wysiadłam z auta uważając na brzuch. Nie chciałam skrzywdzić dziecka. Czekali przecież na nie rodzice zastępczy.
Pod areną były setki fanów. Wszędzie panował hałas i zamieszanie. Nie lubię takich sytuacji, czuję się wtedy niezręcznie. Musiałam także być bardziej ostrożna, bo dziewiąty miesiąc ciąży, to nie przelewki. Ja i Clarke miałyśmy możliwość wejścia bocznym wejściem, ponieważ miałyśmy VIP-ówki. Po drodze zaczepiło mnie kilka fanek. Cierpliwie zrobiłam sobie z nimi zdjęcia, choć wcale nie miałam na to ochoty. Chciałam jak najszybciej zobaczyć One Direction.
Weszłyśmy na arenę i usiadłyśmy na naszych miejscach. Wokół zbierało się coraz więcej fanów. Większość z nich płakała. Ja natomiast starałam się zachować spokój. Nie chciałam, żeby ludzie uznali mnie za psychofankę. Oczywiście to nic złego płakać na koncercie idola, ale mi - Megan Christy to nie wypada.
Zaczęło się. Zespół wbiegł na scenę zaczynając występ. Arenę ogarnęła fala euforii. Dało się słyszeć piski, płacz, śmiech, różne słowa skierowane do chłopców. Spojrzałam na Mandy. Stała w bezruchu. Widać było, że była zachwycona. Ucieszyło mnie to, ponieważ poczułam się doceniona.
Podczas koncertu chłopcy jak zawsze zaczęli się wygłupiać. Harry jak zwykle oberwał w krocze, tym razem od Zayna. Było również kilka Larry Moments. Cały czas swoją uwagę skupiałam na Liamie. Po półtorej godziny występ dobiegł końca. Teraz czekało nas spotkanie z chłopcami. Ochrona poprowadziła mnie, Mandy i kilkanaście innych dziewczyn w specjalne miejsce. Cierpliwie czekałyśmy, by zobaczyć zespół. Już za chwilę miało się spełnić moje marzenie. Nie spodziewałam się jednak, że sprawy potoczą się w ten sposób...

Z okazji moich urodzin taki mały bonus. :D Tak, mam dziś urodziny...
Wiem, rozdział do dupy. Wybaczcie mi. Przyśpieszyłam akcję, żeby pojawiło się już 1D, bo wiem, że na to czekacie. Jak myślicie, co się stanie? Czekam na Wasze opinie.
Oll.♥

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział Piąty.

- Megan jesteś już gotowa? Twoi rodzice już są. - Agatha (mama Mandy) weszła do mojego tymczasowego pokoju, informując mnie o przybyciu gości. Dzisiaj jest bardzo ważny dzień. Postanowiłam poinformować rodziców o mojej ciąży. Państwo Clarke zaoferowali pomoc i zaprosili moją mamę i tatę do siebie na obiad. Tak jak myślałam, rodzice nie byli chętni, ale po kilku prośbach zgodzili się. Będzie to moja pierwsza rozmowa z nimi, od kiedy mieszkam o Clarke'ów. Nie powiem, strasznie się boję. Nie wiem jak zareagują na nowinę, którą chcę im przekazać. Jestem jednak pewna, że się wściekną. Będą chcieli całkowicie zerwać ze mną kontakt. To do nich podobne. Uciekanie od problemów, a nie rozwiązywanie ich. Dla nich łatwiej jest udawać, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku. Tacy są moi rodzice. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, poprawiłam detale i gotowa wyszłam do rodziców. Bardzo się denerwowałam, co jak na taką osobę jak ja, było dziwne.

- Cześć mamo, cześć tato. - powiedziałam nie wysilając się choćby na najsłabszy uśmiech.
- Cześć córeczko. - mama chciała mnie przytulić, jednak nie pozwoliłam jej na to gestem ręki.
- No, w takim razie, zapraszamy do stołu. - dodała uśmiechnięta, ale bardzo zestresowana Agatha.
Kobieta zaserwowała nam włoską kuchnię. Byłam przekonana, że moi rodzice, przyzwyczajeni do luksusów, będą wybrzydzać. Zadziwiło mnie, kiedy tata zacząć chwalić danie pani Clarke. Widać było, że im zasmakowało. Czyli pierwsze lody przełamane. Miałam taką nadzieję. Cały czas zmuszona byłam do sztucznego uśmiechania się i dalszego udawania, że odpowiada mi zaistniała sytuacja. Prawda była taka, że czułam się niezręcznie. Obiad z rodzicami, którzy wyrzucili mnie z domu i obcymi ludźmi, których nie lubię, ale zdecydowali się mnie przyjąć pod swój dach i dodatkowo moja nieplanowana, nastoletnia ciąża. Mandy próbowała mnie wspierać. Niestety średnio jej to wychodziło. Byłam zbyt zestresowana.
Kiedy przy stole zapanowała chwila ciszy, zebrałam wewnętrzne siły i wykorzystałam moment. Musiałam to zrobić jak najprędzej.
- Mamo, tato, muszę Wam coś powiedzieć. - powiedziałam. Oni tylko spojrzeli na mnie zdziwieni. - Jestem, yyy jestem. Nie, nie mogę. Nie potrafię. Przepraszam. - odeszłam od stołu i z płaczem pobiegłam do łazienki. Usłyszałam tylko, jak Agatha mówi do moich rodziców, żeby pobiegli za mną.
Wbiegłam do pomieszczenia i oparłam się o zlew. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. Przecież nie mogę im tego powiedzieć. Nie potrafię. Boję się. Zobaczyłam rodziców stojących za mną. Po ich minach wyczytałam zmartwienie i troskę. Po raz pierwszy w życiu widziałam w ich zachowaniu zainteresowanie moją osobą. Przecież nigdy nie obchodziło ich co robię i jak się czuję. Zawsze na pierwszym miejscu była kariera. Na drugim dobre zdanie o rodzinie Christy. Na trzecim miejscu oni sami, a na czwartym ja. Ja Megan.
- Kochanie. Nie płacz. Wiem, że to trudna sytuacja w jakiej się znalazłaś. Wiem, zdajemy sobie z tego sprawę. Ale zobacz. Masz mnie, tatę, Agathę, Arthura (pana Clarke) i Mandy. Dasz radę. Razem damy radę. - rodzicielka próbowała przemówić do mnie spokojnie.
- Mamo, ale Ty nie rozumiesz. - szlochałam.
- Megan, ja wszystko rozumiem. Wiem, że jesteś w ciąży. Oboje z tatą wiemy.
- Co?! Jak to?! Skąd wiecie?
- Po Twojej wizycie u doktor Moore, zadzwoniła do nas, aby przekazać tą informację. - odpowiedział tata.
- Fałszywa su..
- Dobra kobieta. - przerwała mi mama uśmiechając się ciepło.
- Czyli o wszystkim wiedzieliście nie chcieliście mi powiedzieć?!
- Czekaliśmy na Twój ruch.
- Dobra, i co dalej? Co ja mam zrobić? Macie jakiś pomysł?
- Tak mamy. Wszystko dokładnie w domu przemyśleliśmy. Wszystko jest już przygotowane. Wynajeliśmy Ci apartament w centrum Londynu, o którym zawsze marzyłaś. Na konto wpłaciliśmy Ci milion funtów, żebyś miała za co żyć, bo do pracy nie pójdziesz. Za tydzień możesz wprowadzić się już do nowego mieszkania. Jeśli chcesz, Mandy może zamieszkać z Tobą. Nas będziesz mogła odwiedzić w każdej chwili, ale narazie z tatą mamy bardzo dużo pracy i ciągle jesteśmy w rozjazdach.
- A nie mogę wrócić do domu? - zapytałam.
- Nie. Megan, musisz się nauczyć, że za błędy trzeba płacić. Będziesz matką, musisz być samodzielna. My nie możemy Ci wszystkiego ułatwiać. Życie nie na tym polega.
- Ale ja dziecko oddam do adopcji. - zadrwiłam.
- Co?! - zdziwili się rodzice.
- Decyzję już podjęłam, niedługo zacznę szukać odpowiedniej rodziny. Wam nic do tego.
- Prawda, nam nic do tego. - powiedziała mama. - Ale to ważna decyzja, nie podejmuj jej tak szybko. Przemyśl wszystko dokładnie. Zastanów się.
- Podjęłam decyzję.
Po jakże długiej i dość głębokiej rozmowie z moimi rodzicami wróciliśmy do jadalni, do rodziny Clarke. Tam rodzice przekazali odpowiednie informacje.
Zastanawiałam się, czy zamieszkanie z Mandy nie byłoby dobrym pomysłem. Miałabym pod ręką dobrą przyjaciółkę, pomagałaby mi. Byłoby mi łatwiej. Postanowiłam jej to zaproponować. Na szczęście zgodziła się i wyraziła chęci. Powiedziała, że porozmawia z rodzicami na ten temat.

*tydzień później*

- Dziewczynki, macie już wszystko? - zapytali rodzice Mandy.
- Tak wszystko. Dziękuję bardzo za pomoc. Są państwo wspaniałymi ludźmi. Do zobaczenia. - pożegnałam państwa Clarke z udawaną wdzięczością i wsiadłam do auta. Czekałam tylko na Mandy, która żegnała się z rodzicami.
Dziś dzień naszej przeprowadzki. Tak, naszej. Agatha i Arthur zgodzili się zamieszkać dziewczynie ze mną. Stwierdzili, że to bardzo dobry pomysł. Kiedy przyjaciółka wsiadła już do samochodu, odjechałyśmy do naszego nowego domu.
- Wow, jak tu pięknie. - powiedziała Mandy rozglądając się po mieszkaniu.
- Tak, prawda. Luksusowe, a Ty nie jesteś do tego przyzwyczajona. - zakpiłam. 
Mieszkanie wyglądało cudownie. Było przestronne, urządzone nowocześnie, w dobrym guście. Tutaj z pewnością będzie nam się dobrze mieszkało. http://luxurygods.pl/nieruchomosci/zamieszkaj-u-lennyego-kravitza/ (tutaj znajdziecie zdjęcia tego mieszkania).
Mandy chodziła po całym domu dotykając wszystko ostrożnie. Wyglądała, jakby spełniło się jej największe marzenie. W pewnym momencie stanęła na środku wielkiego korytarza i zaczęła się kręcić w kółko. Po dwóch obrotach machnęła ręką i pobiegła w pomieszczenie znajdujące się po lewo. Mandy wyglądała komicznie.
Kiedy już wybrałyśmy sobie pokoje, zajęłyśmy się rozpakowywaniem rzeczy. Miałam ich znacznie więcej niż moja współlokatorka. Jej ubrania były tragicznie. Nie mogłam pozwolić, żeby tak ubrana osoba mieszkała w takim domu. To byłby wstyd i hańba. Postanowiłam popracować odrobinkę nad jej wyglądem.
- Zabieram Cię do fryzjera, kosmetyczki i na zakupy. Co Ty na to? Trzeba zmienić Twój image. - powiedziałam podekscytowana. Dziewczyna chętnie pokiwała głową klaszcząc w ręce. W takim razie: w drogę!
Wsiadłyśmy do samochodu i pojechałyśmy. W tym czasie wykonałam telefon do mojej ulubionej fryzjerki, najlepszej w całym Londynie. Clara Parker zajmuje się wielkimi gwiazdami, między innymi Rihanna, Jessy J, Demi Lovato, Madonna. Korzystam z jej usług od lat i wiem, że mogę jej zaufać. Zawsze służy pomocą i dobrą radą.
- Cześć kochana, mam dla Ciebie nową klientkę. Trzeba jej troszeczkę pomóc z wyglądem. Mogę na Ciebie liczyć? - zapytałam z uśmiechem na twarzy podczas rozmowy telefonicznej.
- Hej Megan, jasne. Wpadajcie kiedy chcecie. Nie mam akurat klientów. - odpowiedziała przyjaźnie.
- Świetnie, to my będziemy za piętnaście minutek. Buziaczki. Paaa. - przeciągnęłam ostatnie słowo, po czym nie czekając na odpowiedź, rozłączyłam się. Spojrzałam na Mandy. Była spięta.
- Boisz się?
- Można tak powiedzieć. - powiedziała niepewnie.
- Nie masz czego, to zaufana fryzjerka. Zrobi kilka szybkich ruchów i będziesz wyglądała prześlicznie. Potem jeszcze do kosmetyczki i na zakupy. W poniedziałek w szkole zrobisz ogromną furorę. Chłopcy będą się za Tobą oglądali. Zobaczysz! - poklepałam dziewczynę po ramieniu. Nie odpowiedziała.
Po upływie dziesięciu minut byłyśmy na miejscu. Zaparkowałam samochód i wysiadłyśmy. Zauważyłam kręcącego się w pobliży paparazzi, co mnie przeraziło. Nie powinnam pokazywać się na mieście z tak fatalnie ubraną Mandy. Mogłam dać jej jakieś swoje ubrania, żeby nie robiła mi wstydu. Chcąc uniknąć zbyt wielu zdjęć pociągnęłam dziewczynę za rękę i przyśpieszyłam kroku. Po chwili byłyśmy już u Clary.
- Witaj Megan. - przywitała mnie jak zawsze uśmiechnięta - Więc co dziś robimy?
- To jest Mandy. Przyjaźnimy się i chcę jej pomóc odświeżyć wygląd. Pomożesz nam?
- Oczywiście. - powiedziała uśmiechnięta brunetka. - Jestem Clara. - przedstawiła się.
- A ja Mandy, miło mi. - przyjaciółka uśmiechnęła się nieśmiało.
- Usiądź na fotelu, ja już do Ciebie idę.
- W takim razie ja Was zostawiam same. Jadę do Starbucksa po kawę. Chcecie coś? - zapytałam biorąc do rąk torebkę.
- Nie dziękuję. - odpowiedziały zgodnie.
Pożegnałam się i wróciłam do samochodu. Prawdę mówiąc decyzja o wypadzie na kawę nie była planowana, ale jestem w ciąży i moje nagłe zachcianki i zmiany apetytu są jak najbardziej normalne. Najbliższa kawiarnia znajdowała się pięć minut drogi stąd, jednak mimo to zdecydowałam się pojechać autem. Dzisiejszego dnia pogoda była zmienna i bardzo niepewna, dlatego też wolałam nie ryzykować. Nie chciałam przemoknąć, ani się przeziębić.
Weszłam do Starbucksa i rozejrzałam się. Zawsze starałam się w tłumie znanych mi twarzy. Nikogo znajomego nie znalazłam, więc podeszłam do kasy. Byłam trzecia w kolejce. Stałam i cierpliwie czekałam.
- Co podać? - zapytała młoda dziewczyna z rudymi włosami i okularami na nosie.
- Karmelowe Frappucino poproszę. - powiedziałam.
- Mrr. - usłyszałam za sobą dobrze znany mi głos za plecami. Momentalnie zbladłam. Zrobiło mi się słabo.
- Czego chcesz? - zapytałam się chłopaka nawet nie odwracając się w jego stronę.
- Nie stęskniłaś się?
- Za Tobą Stanley? Nigdy. - poczułam jak chłopak zaciska palce na moich nadgarstkach. Chwilę później stałam z nim twarzą w twarz. - Simon, puść, to boli.
- Karmelowe Frappucino gotowe. - powiedziała kelnerka, która tymi słowami uratowała mnie z opresji. Wyrwałam się brunetowi, zapłaciłam i trzymając swój napój w ręce pośpiesznie wyszłam. Obejrzałam się za siebie i zauważyłam, że Simon także zmierza już w stronę wyjścia. Ponownie przyśpieszyłam kroku. Szybko wsiadłam do samochodu, a kawę położyłam na siedzeniu obok. Spojrzałam na chłopaka ostatni raz i odjechałam. Dlaczego musiałam spotkać akurat jego? Nie widzieliśmy się od czasu mojej pamiętnej imprezy. Czyli około miesiąca. Nie wiem dlaczego nie było go w szkole. Może wyjechał, może był chory. Ale było mi to na rękę, nie chciałam go widzieć. A teraz spotkaliśmy się. I to jego dziwne zachowanie. Od kiedy się rozstaliśmy Simon próbował mnie unikać. Czasami tylko się uśmiechnął, jednak zdarzało się to bardzo rzadko. Nie wiedziałam o co chodziło temu chłopakowi. Nie chciałam zaprzątać sobie tym głowy. Dojechałam na miejsce, pod salon fryzjerski Clary. Zaparkowałam samochód, wzięłam torebkę i kawę i wyszłam. W środku zastałam kobietę, która dokańczała fryzurę Mandy.
- No gotowa! - powiedziała po chwili. - I jak Wam się podoba dziewczyny?
Clarke podeszła do lustra. Po chwili dało się słyszeć jej serdeczny śmiech i zachwyt.
- To ja? To naprawdę ja? - mówiła oglądając się. - Clara, dziękuję. Jest świetna.
- Nie ma problemu, to była dla mnie sama przyjemność. - dziewczyny przytuliły się.
- No, no. Wyglądasz olśniewająco. - powiedziałam z dumą w głosie. To prawda, bo Mandy wyglądała wspaniale. Ale my się musimy zbierać. Mamy jeszcze na dzisiaj zaplanowane dużo rzeczy. Dziękujemy za pomoc, Clara. Do zobaczenia.
Wyszłyśmy z budynku i wsiadłyśmy do samochodu. Ja dopijałam moje Frappucino, a Mandy z podziwem przeglądała się w lustrze. Wyglądała bardzo zabawnie. Znając mój złośliwy charakter powiedziałabym tej dziewczynie nieprzyjemny komentarz, ale nie miałam serca. Moja przyjaciółka była taka szczęśliwa. Nie chciałam psuć jej chwili. Następnym naszym przystankiem była kosmetyczka. Tam spędziłyśmy znacznie więcej czasu. Po dwóch godzinach bezczynnego siedzenia nareszcie mogłyśmy pojechać na najciekawszą moim zdaniem część dzisiejszego dnia. Kierunek: Oxford Street. Po ponownym zaparkowaniu i opuszczeniu samochodu wstąpiłyśmy do jednego z tamtejszych butików. Wydałam Mandy polecenia jakich ubrań ma szukać i zabrałyśmy się do pracy. Początkowo dziewczyna wybierała ciuchy nadające się jedynie do śmieci, ale po kilku moich radach zrozumiała na czym polega sens modnego ubierania się. Znalazłyśmy styl, który idealnie podkreśla figurę Clarke. Po godzinie przeszłyśmy do następnego sklepu, a potem kolejnych. Na koniec wstąpiłyśmy do mojej ulubionej D&G. Tam kupiłam sobie torebkę, a Mandy śliczną sukienkę i buty.
W domu byłyśmy po godzinie 20. Natychmiastowo zabrałyśmy się za rozpakowywanie nowo zakupionych ubrań. Było ich naprawdę bardzo dużo. Znajdowało się tam kilka zestawów: http://www.ubiore.pl/style/124668/http://www.ubiore.pl/style/124369/http://www.ubiore.pl/style/123221/ i wiele dodatków ozdabiających nasze zdobycze. Ja również zakupiłam sobie kilka nowych rzeczy. Postawiałam na wygodniejsze i luźniejsze ubrania zważając na to, że z dnia na dzień mój brzuch będzie się robił coraz większy.
Spojrzałam na Mandy. Dziewczyna przymierzała akurat kolejną parę szpilek. Wyglądała bardzo ładnie, niestety nie potrafiła się w nich poruszać. Zaśmiałam się pod nosem. Kolejne zadanie do wykonania. Wstałam z podłogi i podeszłam do dziewczyny. Założyłam jedną parę szpilek na nogi i przeszłam się w nich w te i z powrotem.
- Tak to się robi. Musisz ugiąć lekko kolana. - powiedziałam.
Po kilku nieudanych próbach Mandy szło bardzo dobrze. Bez problemu potrafiła się poruszać w wysokich obcasach.
- Szybko się uczy. - pomyślałam. Wiedziałam, że wykorzystam ten fakt niejednokrotnie.
Poczułam się senna, dlatego razem z przyjaciółką posprzątałyśmy zrobiony przez nas bałagan i zaczęłyśmy przygotowywać kolacje. Po zjedzonym posiłku poszłam wziąć szybki prysznic i położyłam się do łóżka. W nowym miejscu zasnęłam niemal natychmiast...


Na początek chciałabym Was ogromnie przeprosić. Długo nie dodawałam rozdziału, ponieważ nie miałam na to czasu. Wiecie, szkoła i te sprawy. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. W rewanżu postaram się dodać kolejny dziś wieczorem lub jutro rano.
Druga sprawa: MASSIVE THANK YOU! 5-ciu obserwatorów, coraz wiecej wyświetleń. Mimo, że jest Was niewiele, jesteście niesamowici.
To ja już w takim razie kończę, nie zanudzam Was. Do następnego rozdziału, teraz czekam na Wasze opinie. 
Oll.♥